Znam rodziców, który wyjeżdżając na jakiekolwiek wakacje wekują słoiczki dla swoich maluchów. Podziwiam. Naprawdę. Sama staram się wrzucić na luz, a jednocześnie zachować umiar i rozsądek. Stąd ten wpis, o tym co jedzą dzieci na wyjeździe, co zabieram, na krótkie wyjścia z domu i co sprawdziło się u nas w podróży.
Przyznaję, że przy pierwszym dziecku bywałam bardziej uzbrojona w słoiczki, tubki, niekapki, buteleczki i inne cudowne gadżety, gotowe jedzenie i ułatwiacze życia. Przy drugim dziecku i przedszkolaku postawiłam na samodzielność. Bardzo pomogło mi w tym BLW, karmienie piersią do przynajmniej roku i zaufanie dzieciom, że potrafią same jeść z normalnych talerzy i pić z normalnych szklanek 🙂
Przygotowałam dla Was ten wpis, bo może odczaruje Wam trochę wyjścia z dzieciakami z domu 🙂 Wyjazdy też, te dalsze i bliższe.
1. Niemowle
Z niemowlakiem jest najprościej 🙂 Karmienie piersią w zasadzie rozwiązuje problem, jeśli macie dziecko małe, mniejsze niż 6 miesięcy to super. Żaden wyjazd nie jest kłopotliwy ze względu na jedzenie. Pamiętam, że Starszak, jako, że był dokarmiany, miał całą torbę butelek, mleczek itd. Przydawał się nam termos i kilka butelek (2-3) z nasypaną porcją mleka lub mlekiem roślinnym w małych kartonikach. To rozwiązywało problem mycia “na mieście”. Przy Młodszym nie potrzebowałam żadnego bagażu i to jest cudowne – móc nakarmić zawsze i wszędzie, ciepłym, czystym, smacznym mlekiem 🙂
2. Siadające niemowle
Nadchodzi dzień, gdy prócz mleka w diecie dziecka pojawia się COŚ jeszcze. Bardzo pomogło mi BWL (poczytaj o metodzie BWL), bo od początku dziecko uczyło się jeść samodzielnie, próbować itd. Nie jest to metoda idealna, ale o tym obiecuję niebawem napisać. Niemniej w kwestii rozszerzania diety, wyjazdów, wyjść okazało się super.
W restauracji oddawaliśmy Maluchowi ze swojego talerza ugotowane warzywa, makaron i to było wystarczające jako, że i tak do tego roku mleko mamy jest najważniejszym składnikiem diety (poczytaj o rozszerzaniu diety). Nie było też problemu by w restauracji przygotować porcję warzyw na parze, czy gotowanego brokuła. Warto zerknąć, w karcie często są “dodatki” albo zapytać. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma z tym problemu 🙂
Drugą opcją poza “ze stołu rodziców” są oczywiście słoiczki, a jeszcze lepiej tubki. Tubki odkryłam kilka lat temu w Londynie, tam prócz owocowych musów poznałam też musy warzywne czy obiadowe. Dla mnie strzał w dziesiątkę. U nas jakiś czas temu też pojawiły się takie proste obiadki z tubki, więc zwróćcie uwagę. Lżejsze niż słoiczek, łatwiej schować do damskiej torebki, no i nie trzeba łyżeczki, dzieciaki mogą wciągać z tubki. Na wyjazdy, podróż, moim zdaniem fajna opcja.
3. Na dziecka rocznego do przedszkolaka
Kiedy dzieciaki zaczęły dobrze obsługiwać sztućce lub rączkami z minimum 90% prawdopodobieństwem celowały do buzi to przestałam mieć jakiekolwiek opory by jadły tak w restauracji czy kawiarni. Z przyzwyczajenia zerkam na menu dla dzieci, ale tam widnieją: nuggetsy, frytki i co najwyżej naleśniki. Nudy. Stąd moja rada: pytajcie. Zazwyczaj nie ma problemu by przygotować mniejszą porcję normalnego dania lub zrobić coś specjalnie dla dzieci. U nas takim pewniakiem przez długi czas był makaron z sosem pomidorowym, tylko zamiast spaghetti prosiłam o penne. Rurki łatwiej chwycić dzieciakom w rączkę czy nadziać na widelec. Obecnie przeżywają fascynację nawijaniem spaghetti na widelce, więc każde danie ze spaghetti to będzie hit, ale wcześniej penne, kokardki – to było TO.
Prosiłam też o grillowanego na patelni grillowej kurczaka bez soli, ale z ziołami, parowane warzywa, gotowane warzywa. Pamiętam, że nawet, gdy mieliśmy z Michałem niesamowitą ochotę na burgery to w jednej burgerowni bez problemu za symboliczną zapłatę przygotowali dla dzieciaków grillowanego kurczaka z warzywami pokrojonego “ala nuggetsy”. Stąd naprawdę nie ma z tym problemu, a jeśli by był to po prostu zmieniałbym restaurację 🙂
Im dzieci większe tym więcej możliwości. Co raz częściej wybieramy coś ze zwykłego menu (np. porcję dla dwójki i proszę dodatkowy talerz). Unikam po prostu poza wyjątkami smażonego czy ostrego. Na wyjeździe dzieciakom smakowało gnocchi z delikatnie maślanym sosem, ale próbowały też cevapi chorwackich, czy grillowanych kalmarów. Staram się podsuwać im nowe rzeczy, bo chyba nie ma nic gorszego niż wpaść z dziećmi w schemat: “mamo, zjem tylko rosół” 🙂 Swoją drogą zupy to kolejna opcja “dla dzieci”, choć tu uczulę, że niekiedy bywają bardzo słone 🙂 O ile makaron przygotują Wam od zera, o tyle zupa najpewniej jest już przygotowana i czeka.
4. Starsze dzieci
Tak naprawdę im starsze dzieci tym prościej (o ile oczywiście nie mają “mamo ja tylko zjem rosół”). Myślę, że warto tak czy tak próbować podsuwać coś nowego, rozbudzić tą ciekawość. Wakacje, wyjazd, to naprawdę dobry czas na wyjście poza schemat.
Czasem, gdy wokół są fastfoody to wybieram tej najlepszy np. serwujący ryby albo jeszcze lepiej – sałatki. W barach sałatkowych można zamienić sałatę na makaron, a jeszcze lepiej kasze (moje ostatnie odkrycie). Takie warzywa z kaszą i sosem to świetna opcja.
A gdy jest bardzo źle, to niemal w każdej restauracji są w menu naleśniki na słodko :))) W końcu głodne dziecko to rozzłoszczone dziecko, a przecież wakacje mają być super 🙂
To restauracje i wyjazdy, a co z podróżą?
Jedzenie na czas podróży
Mamy zasadę, że w samochodzie nie jemy. Od tego są postoje. Na ewentualny “korek” mam gdzieś schowane kukurydziane chrupki, za to na postoje mam całkiem fajne, sprawdzone menu. W trasę zabieram: małe jaglane (lub zwykłe) naleśniczki, pokrojone jabłka i marchewki, świetna jest też kasza jaglana na słodko (to mój hit na wynos i dla dzieci i dla dorosłych). Czasem sięgam po wspomniane tubki.
Kiedyś brałam kaszkę instant bez mleka i wodę w termosie. Jednak obecnie zrezygnowałam z podawania kaszek, bo po pierwsze trudno znaleźć bezmleczną, bez cukru i innych cudów, a po drugie są fajniejsze opcje, jak chociażby ta jaglanka. A jeśli zatrzymujemy się w mieście to idziemy do restauracji.
Jedzenie na spacer i krótkie wyjście
Kiedy wychodzę z dzieciakami na cały dzień np. wycieczka nad jezioro albo nawet kilkugodzinny spacer po ZOO to biorę ze sobą kilka rzeczy. Zabieram jaglankę na słodko (serio gorąco Wam polecam jeszcze raz zobaczcie przepis na jaglankę), bo zjem ja, Maluch i Starszak i nigdy z tym nie mam problemu. Owoce pokrojone na kawałki, jakieś biszkopty lub chrupki kukurydziane i butelkę wody. Gdy jedziemy na cały dzień nad np. jezioro no to szaleję bardziej kulinarnie, zabieram coś dla dzieciaków z grilla albo przygotowuję w domu coś co lubią i przetrwa upał.
I to chyba tyle, jeśli macie pytania to śmiało, jeśli macie swoje rady – to będzie mi bardzo miło, jeśli się nimi podzielicie 🙂