W planach miały być Włochy, stanęło na Chorwacji, a w efekcie skończyliśmy w polskich górach. Wróciliśmy ponad miesiąc temu, ale jak się nie spisze wszystkiego zaraz po powrocie to jakoś ten czas umyka. A ja lubię różne podsumowania, przydają mi się chociażby przy planowaniu kolejnych podróży.
W zasadzie powinnam to nazwać wycieczka do Chorwacji, ale wyszło trochę inaczej 🙂 Początkowo, w planach, miała być podróż do Włoch, ale szybki bilans wydatków sprawił, że jednak miesiąc w słonecznej Italii byłby zbyt dużym szaleństwem i przełożymy to na kolejny raz. Stanęło zatem na Chorwacji. Miało być taniej i równie ciepło. Miało być lenistwo, plaża, słońce i smażone kalmary.
Po drodze nocleg w okolicach Bratysławy i przystanek nad Balatonem. A potem już Chorwacja. Ciepło było, cudownie, ale nagle przyszło załamanie pogody i wszystko wyglądało tak, jak na zdjęciu niżej:
https://www.instagram.com/p/BGjUNb9hJr2/?taken-by=paulina.domowa
Z prognozą w ręku szacowaliśmy gdzie jechać. Omiś, ma nie padać do 16:00 to jedziemy, Szybenik? Dzisiaj leje to zostajemy w Trogirze. I tak całkiem nieźle udawało nam się manewrować, aż patrząc na prognozę wyszło, że leje wszędzie. I tutaj trzeba było podjąć decyzję czy odpuścić czy przeczekać. Rezerwacja z dnia na dzień dawała nam pewnego rodzaju swobodę, bo niczym nie byliśmy uwiązani, ale też znikały nam oferty za 100 zł za noc, a zostawały te za minimum 220 za naszą czwórkę (zerknij na ceny w Chorawacji – bardzo fajne zestawienie).
Rozbawienie (i zdesperowani) patrzyliśmy czy może nie polecieć samolotem do Rzymu (tam miało być słońce) na kilka dni, ale ze Splitu nie było tanich połączeń. To w końcu uznaliśmy, że wracamy nad Balaton, a potem zatrzymamy się na chwilę w Bratysławie i kasę przeznaczoną na resztę urlopu wykorzystamy na jakiś późniejszy wyjazd.
W trakcie powrotu do domu skręciliśmy w stronę Karpacza i zakochałam się w tym miejscu. Kilka dni w górach było cudowne i tak właśnie wylądowaliśmy w górach. Dobrze, że pakując nas wrzuciłam do torby adidasy i nosidło, bo inaczej w góry w japonkach byśmy nie poszli 🙂
I wiecie jak to jest, takie wakacje się pamięta, bo były ciut inne. I choć w efekcie nasz wyjazd był dwa razy krótszy to teraz pakuję nas na kolejny, w naszą Polskę. Prognozy są znowu niezbyt obiecujące, ale nie to jest najważniejsze. Bo w tym wszystkim najfajniejsze jest bycie razem 🙂
To już wiecie czemu skończyliśmy w górach 🙂 Zdarza wam się zmieniać plany?