Od wielu dni odliczamy chwile do wakacji. Dzieci na dzień dziecka dostają plastikowe kampery i jeżdżą nimi po domu, my kompletujemy ostatnie drobiazgi, które musimy dokupić.
Sobota
Zaczynamy się pakować, przede wszystkim chodzi o to by znaleźć zajęcie dla dzieci, które już nie mogą się doczekać wyjazdu 🙂 mają całą listę zadań, m.in. przynieście 10 bluzek, 14 par majtek itd. Słyszę liczenie, bawią się super. W nocy Młodszy gorączkuje.
Mamy nadzieję, że to przeziębienie, takie które nas dopiero co puszcza.
Niedziela
Wszędzie stoją pudła i torby. Gorączka skacze do 39C. Już wiemy, że jutro nie jedziemy.
Poniedziałek
To miał być nasz dzień wyjazdu. Ale trudno. Z rana szybko robimy CRP, badanie moczu i dodatkowo idziemy na wizytę u lekarza. Niestety bez dobrych wieści. Mamy czekać, może być antybiotyk. Ahhh to gardło, nas ciągle drapie. Mamy obserwować samopoczucie i gorączkę. W nocy co godzinę mam ustawiony budzik na mierzenie temperatury. Nie rośnie.
Wtorek
Rano dziecko tańczy i śpiewa, więc jest nadzieja. Znowu CRP (na wszelki wypadek wszyscy), wizyta. Lekarz mówi: jechać, nic mu nie jest, nawet uważa, że to nie wirus, ale sądząc po naszych przejściach myślę, że mamy to samo. CRP spada. To szybko (haha) kończymy się pakować (dobrze, że mam listę) i ruszamy. Tak, tak biorę ociekacz do naczyń, często o to pytacie hihi. A tak to torba ubrań dzieci i torba z naszymi ubraniami plus dwa kartony jedzenia, torba zabawek plażowych i nie wiem co jeszcze, ale zajęło cały bagażnik 🙂
Jest mega późno. Przed nami minimum 4 godziny jazdy. Dzieci jeszcze nigdy nie jechały tak długo ciągiem (raczej robimy postoje co 3), ale część trasy śpią. Poza tym leje i jest paskudnie. Martwimy się czy nie przyjdzie nam przepakowywać się ulewie. I zastanawiamy się czego zapomnieliśmy. Docieramy po 22:00. Dzieciaki są podekscytowane. Siadają w kamperze i jedzą późną kolację 🙂
My szybko uczymy się obsługi kampera. Niby część rzeczy wiemy po przyczepie kempingowej, ale część jest zupełnie nowa (roleta, dużo schowków i podgrzewanie wody, którego akurat nie zapamiętałam).
Formalności załatwione i teraz najszybsze przepakowanie w mojej historii (odbije mi się to czkawką kolejnego dnia, bo nic nie będę mogła znaleźć). Już wiem, że szaf i miejsca na rzeczy jest jakby mniej niż w przyczepie.
Montujemy foteliki (poczytaj o tym tutaj), gotowi. Wychodzę pomóc wyprowadzić kampera. Jest 1:30 w nocy. Michał włącza silnik i widzę to: przepalony reflektor. Wydaję już tylko cichy jęk rozpaczy.
Na szczęście właściciel szybko go wymienia, więc na półsenne dziecięce pytanie: “mamo nigdzie nie pojedziemy?” mogę z śmiało mówić: “spoko, zaraz ruszamy”.
Nasz pierwszy postój jest ok. 3 w nocy gdzieś przy autostradzie. Musimy tylko przełożyć dzieci do łóżek i nie pamiętam kiedy zasypiamy 🙂
Informacje praktyczne
Bardzo polecam moją listę co zabrać na kemping, powstała z niej super ściąga, sama ją drukowałam i skreślałam 🙂 i wygląda na to, że chyba wszystko wzięliśmy co jest potrzebne.
Kamper: my wypożyczaliśmy pod Bielsko-Białą, więc dojeżdżaliśmy tam samochodem i dopiero musieliśmy przepakować bagaże. Zerknij na mój wpis o kosztach wypożyczenia kampera.