Co jemy, czy brakuje mi słodyczy, dlaczego zrezygnowałam z wielu produktów? Postaram się odpowiedzieć na te pytania, bo często pytacie o zdrowsze nawyki i o to co obecnie jemy. W sumie powinnam pewnie ten wpis zacząć bardziej angażując: “zobacz co jadła, że schudła 7 kg” albo “zobacz co je by mieć więcej energii” i tak dalej, ale mam nadzieję, że i tak Cię zainteresuje 🙂
Ten wpis to cz.1, w kolejnym przygotuję menu. Ale dzisiaj ogólniej. A przy okazji odpowiem na pytanie, które uwielbia zadawać moja mama: “czy nadal jesteście na diecie”, “co wy właściwie jecie?”. Ale jak to, nie jecie mięsa? to co wy jecie?” 🙂
Czemu zmieniłam nawyki żywieniowe
Zaczęło się o postu warzywnego, którego po czasie nie polecam (można nabawić się niedoborów i mówię to całkiem poważnie!) . Ale to był początek jakiś zmian. Wcześniej próbowałam eliminować mąkę albo nabiał, ale zazwyczaj po kilku dniach coś mnie “kusiło”. No życie 🙂
Post, o którym pisze jest bardzo restrykcyjny i bez zastanowienia nie polecę. Niemniej konieczność jedzenia i gotowania w sposób ograniczony i chęć pokazania samej sobie, że damy radę były (dla mnie) bardzo mobilizujące. Po diecie okazało się, że mam m.in. więcej siły czy ustąpiło wiele problemów skórnych, a przy okazji zgubiliśmy sporą wagę. Ja choć miałam wagę “w normie” to obecnie czuję się lepiej, Michał od dawna próbował, ale jakoś zupełnie nam nie szło. Do tej pory schudł blisko 20 kg i to serio jest ogromny wyczyn.
Tak czy tak lepsze samopoczucie + chęć utrzymania wagi + naprawdę smakuje mi to “nowe” jedzenie + metabolizm po 30 siada + mobilizacja by dzieci jadły więcej warzyw = zmiana nawyków.
Po prostu dobrze nam z tym.
Jestem “inna”
Wiele osób, które ze mną rozmawiają pytają się mnie co w gościach, jak reaguje rodzina itd. Wiecie to chyba trzeba samemu akceptować, ale przede wszystkim nie zmuszać, nie zachęcać i nie krytykować innych. Jedni lubią schabowe, inni wolą mielone, jedni jedzą pomidorową z ryżem, inni tylko z makaronem, dla jednych sycąca zupa tylko z wkładką, a dla drugich to ta z soczewicą. Nikt nie jest gorszy, po prostu jesteśmy różni.
Fajny fragment znalazłam w książce “Smakowita Ella” (swoją drogą fajna, może niektóre przepisy proste, ale zgodna z założeniami jakie sama przyjęłam).
“Kiedy zrozumiecie, po co to wszystko robicie, łatwiej wam to będzie wyjaśnić innym. Pamiętajcie, by wytłumaczyć osobom, z którymi przebywacie, że ich nie osądzacie i że żywicie się w ten sposób po to, by dobrze się czuć, a przez to być radośniejszymi i sympatyczniejszymi”.
I to jest fajny cytat, który wpadł mi w oko 🙂 Też nie traktuję tego całego żywienia jako dietę, lepiej się czuję, lepiej wyglądam i to mi się podoba.
Co jemy
“Co ty właściwie jesz”. To jest moje ulubione pytanie, wiele osób, którym mówię, że nie jadam mięsa czy mąki widzi mnie jedzącą sałatę. Serio. Uważają, że wcinam suchą, zieloną sałatę 🙂 A teraz całkiem poważnie: jest wiele innych pysznych rzeczy: kasze, warzywa, nasiona itd.
Warzywa. Większość mojego codziennego menu stanowią warzywa, w różnej formie: gotowane, duszone, pieczone, z pary. W formie sałatek, zup, warzywnych gulaszy, frytek itd. Prawie każde danie to warzywa + coś.
Owoce. Prócz warzyw są owoce, nie czuję żadnych ograniczeń, choć przyznaję, że wiele lat temu będąc na diecie Montignaca całkiem nieźle ogarnęłam indeks glikemiczny i przyznaję, że wiele produktów wybieram zgodnie z nim (czyli tych z niższym IG niż z wyższym). Niemniej jeśli mam ochotę na banana to go jem i już 🙂
Strączki. Strączki to też warzywa, ale postanowiła je ująć w osobnym punkcie. Dlaczego? Bo wcześniej je pomijałam lub jadłam bardzo okazjonalnie. Teraz nie ma prawie dnia bym nie jadła czegoś strączkowego, dobrze doprawione, przygotowane strączki wcale nie zmieniają brzucha w balonik (a może to też kwestia przyzwyczajenia?), a są sycące, zdrowe i mega smaczne.
Kasze. Pokochałam kasze jeszcze bardziej, niby było ich sporo w naszym menu, ale teraz kasz czy pełnych ziaren (dzięki kuchni skandynawskiej zagościły u nas chociażby ziarna żyta) jem ich więcej. Z kasz i ziaren robię sałatki, wypieki (również te słodkie).
Nasiona, orzechy. W moim menu jest sporo orzechów, ziaren, ale też pojawiają się suszone owoce (jestem maniaczką fig, to takie moje małe “słodkie”).
Tłuszcze. Jako dodatek do dań używam tłuszczy roślinnych, nie smażę, ale dodaję łyżeczkę do sałatki czy zupy, po pierwsze są potrzebne by przyswajały się niektóre witaminy, po drugie dodają smaku wielu daniom.
Okazjonalnie jadam nabiał, głównie to gorgonzola (do której mam słabość i odkąd przeczytałam, że jest jak naturalny probiotyk to mam również usprawiedliwienie haha), czasem jakieś sery kozie, ale to już naprawdę okazjonalnie typu raz na miesiąc. Jadam co jakiś czas ryby, stąd absolutnie nie mogę powiedzieć ani że jestem weganką, ani wegetarianką. Ryby to u nas głównie sushi. Tak samo jeśli mam okazję zjeść coś czego nie jadłam to to jem, jednak są to sytuacje bardzo okazjonalne.
Czego unikam
Cukier. Myślałam, że to będzie największy problem, bo uwielbiam słodycze, ale nie. Faktycznie słodyczy nie jadamy, tych z cukrem, białą mąka itd. Za to ciasto jaglane uwielbiam! i jak mam ochotę to pozwalam sobie na suszone owoce, głównie figi.
Mięso. Przestało mi smakować i tyle. Może też stałam się bardziej świadomym konsumentem, może też jakoś bliższy stał mi się wegetarianizm, tak czy tak nie jem.
Jasna mąka. Nie chodzi tyle o gluten co o mąkę jasną. Tutaj najczęściej zastępuję ją mąkami z kasz czy mąką z ciecierzycy.
Nabiał. Też unikam z kilkoma wyjątkami, na które sobie pozwalam i o których pisałam wyżej. Mleko to u nas od dawna (w sumie odkąd są dzieci) to roślinne, nie jest to więc dla mnie jakaś wielka zmiana. Uwielbiam gryczane i jaglane, dzieci wolą migdałowe, ryżowe, kokosowe.
Konkrety – co jem w ciągu dnia
Obiecuję dokładne menu, ale podrzucam kilka moich typów.
Śniadanie: to zawsze koktajl warzywny + jakaś sałatka lub chleb jaglany czy bananowy z pastą np. paprykową
Przekąska: owsianka z owocami, jaglanka z owocami i orzechami lub jakiś owoc
Obiad: tutaj jest ogromne pole do popisu, ale np. chili sin carne czy curry z ciecierzycą albo sałatka z soczewicą (to było ostatnio i bardzo lubię)
Podwieczorek: to zazwyczaj jakaś zupa, uwielbiam taką z soczewicy, często też jadamy ogórkową wege.
Kolacja: sałatka, marchewki z hummusem, czasem kawałek jakieś dobrego “zdrowszego” ciasta.
Co jedzą dzieci?
Dla dzieci często gotuję coś dodatkowego, ale jeszcze częściej delikatnie coś modyfikuję. Na przykład, jak robię sałatkę tabbouleh to dzieci koniecznie chcą bez “liści”, czyli im daję bez natki pietruszki (reszta bez zmian), naleśniki robię nam już tylko z mąki z ciecierzycy wszystkim, tylko my częściej jadamy z farszem wytrawnym, a dzieci z dżemem. Jak mają ochotę na gofry to robimy też te ciecierzycowe (są the best). Jak są chore to gotuję im prawdziwy rosół. Czasem wiem, że nie zjedzą np. wspomnianego chili wtedy robię im coś innego, zdarza się, że robię im pankejki na orkiszowej mące zamiast na jaglanej. Ze słodyczami jakoś nigdy nie było problemów, zatem jedzą suszone owoce czy te zdrowsze ciasta, bo po prostu tak są przyzwyczajone.
Jak sobie radzimy poza domem?
Od dawna bierzemy ze sobą bento, a jak jemy na mieście to wybieramy z menu to co jest zgodne z naszym stylem jedzenia, czyli albo szukamy baru sałatkowego albo knajpy wegańskiej. Osobiście wolę pierwsze, bo w wegańskich knajpach potrafi być mącznie i smażone, więc nadal trzeba kombinować.
Czy liczę kalorie?
Nie, nigdy tego nie lubiłam 🙂
Co zabieram w podróż?
Blender (ten mój ulubiony a tutaj recenzja jak ktoś chce) i choć brzmi zabawnie to każdy dzień zaczynam od jego “warczenia” .
I to chyba takie najczęstsze pytania, obiecuję menu, a jak masz więcej pytań to chętnie pomogę. I żeby było jasne ja nie namawiam, sama lepiej się czuję, ale fajnie skoczyć do dietetyka na wizytę, mądry dietetyk naprawdę potrafi doradzić co i jak 🙂