Dzisiaj ma być ładnie. Nie upalnie, ale na tyle ładnie by móc korzystać z tej pogody tak bardziej. W planach mamy rowery.
Bardzo chciałam pojeździć ścieżkami rowerowymi nad Gardą, ale przyznaję, że nie udało mi się tego zrealizować w takim wymiarze jaki mi się marzył. Mamy po co wrócić 🙂
Dzień 21
Dzień dobry słoneczko! Budzimy się w zdecydowanie lepszych humorach, tak dobrych, że przedłużamy nasz pobyt na kempingu na kilka kolejnych dni. Co prawda kemping nie jest super (takie sobie dojście do jeziora), ale trochę nie chce nam się przenosić na inny 🙂 Do piątku ma być ładnie to zostaniemy do czwartku, tak aby zwinąć suchy namiot. Ha, taki jest plan!
Po śniadaniu wskakujemy na rowery i ruszamy w kierunku Bardolino. Z naszego kempingu mamy blisko, ale na rowerze te kilka kilometrów zawsze łatwiej pokonać.
W Bardolino przypinamy rowery i idziemy delektować się włoskim miasteczkiem oraz włoską kuchnią. Zaletą tego miasteczka jest to, że z racji na jego dość turystyczny charakter, możemy zjeść obiad w godzinach, w których normalnie zjeść we Włoszech byśmy nie zjedli.
Chłopcy wybierają pizze, Michał spaghetti, ja gnocchi (ponoć bezglutenowe). Pysznie jest! Potem turlamy się z przejedzenia po całym Bardolino, my z Michałem próbujemy też kupić coś chłopcom tak by tego nie zauważyli, a żeby była niespodzianka 🙂
Kiedy widzimy ciemne chmury to ruszamy na rowerach w stronę namiotu. Niby ma nie padać, niby, ale przecież te chmury są totalnie deszczowe. Nie wygląda dobrze. Docieramy do namiotu i wtedy zaczyna kropić, zostawiamy rowery, wsiadamy w samochód i jedziemy do…. Werony.
Czemu my nie umiemy siedzieć na pupie? W tym roku już byliśmy w Weronie, ale co z tego? Jedziemy na lody i na spacer, poza tym jak pada to w namiocie jest średnio, więc szukamy fajnego zajęcia. Ja korzystam najwięcej, bo na pięć minut przed zamknięciem kupuję sobie nowy zegarek obag 🙂 hehe. Ale taniej niż u nas i w dodatku z wymarzonym wzorem.
Wracamy znowu umęczeni tak bardzo, że padamy wszyscy razem zaraz po wieczornej toalecie. Jutro ma być upał!