Integracja sensoryczna to termin, który dość często się pojawia w dzisiejszych czasach i dobrze, że o tym się mówi. A po co są nam te różne doznania sensoryczne i czemu dzieciaki obecnie mają ich za mało? Czemu dzieci z problemami SI jest więcej? Moda? Pamiętacie swoje chodzenie boso po rzece czy skakanie po sianie? Dzisiaj często dzieci poznają najpierw błoto na ekranie tabletu oglądając Peppę. Łapiecie już o co chodzi? Oczywiście to wielkie uogólnienie, ale chciałam w tym wpisie pokazać wam, jak często my sami przyczyniamy się do braku konkretnych bodźców.
Dlaczego przybywa dzieci z zaburzeniami Integracji sensorycznej? Oczywiście byłoby zbyt prosto gdyby odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, bo wpływ może mieć już sam poród (zobacz o tym jak poród kształtuje dalsze życie), ale i inne przyczyny, nie zawsze oczywiste. Jednak my sami (a raczej postęp cywilizacji) też możemy mieć wpływ na to, że dzieci mają częściej zaburzenia SI. I podkreślę raz jeszcze, że absolutnie nie twierdzę, że to jedyna przyczyna, ale warto się nad tym zastanowić 🙂
Kiedy byliśmy mali spowijano nas ciasne beciki. Z jednej strony niepotrzebnie nadawano dzieciom pozycję wyprostną (wtedy często bywały to sztywne beciki), ale z drugiej takie spowijanie pozwalało dzieciakom lepiej “ogarnąć” własne ciało, swój koniec i początek (obrazowo mówiąc), bo dzieci uczą się tego od maleńkości. Ma na to wpływ czucie głębokie i o tym wspominałam we wpisie – co to jest integracja sensoryczna. Dzisiaj zamiast kołysać, nosić i być blisko, często chcemy by dzieci były od początku samodzielne (spanie, leżenie) i… wpadamy w błędne koło.
Boimy się dzieci kłaść na podłodze, bo złamią sobie nos, bo się uderzą, bo będzie im zimno itd. Często sadzamy je w leżaczkach, również tych z wibracjami, w krzesełkach, a nawet w domu trzymamy w foteliku samochodowym zamiast dać im leżeć. Tak po prostu na podłodze, na kocu. Absolutnie nie miej wyrzutów sumienia, sama używałam przy starszym dziecku bujaczka (tak, dzisiaj tego żałuję). Dla dziecka najlepiej jest leżeć na podłodze i móc dotknąć, ale też próbować swoich sił. To dzięki temu uczy się trzymać główkę, czy przemieścić się do przodu. Wszelkie bujaczki ograniczają ruchy i nie dają szansy na właściwe poznanie własnego ciała i odpowiedniego napięcia. Dzieci napięcie rozkładają nie na te partie ciała co powinny.
A z drugiej strony często bodźcujemy je aż za mocno, grające, tańczące, edukacyjne zabawki. Naciśnij i gra. A przecież najlepszą zabawką byłby zwykły bębenek czy grzechotka, gdzie dziecko może samo wyczuć, jak mocno musi potrząsnąć, czy co dzieje się gdy uderzy mocniej lub lżej.
Dzisiaj dzieci poznają świat na tablecie. Zamiast obejrzeć koło, dowiedzieć się co to trawa, oglądają programy edukacyjne. W których widzą, ale dotykowo wszystkie rzeczy są akie same. A to dlatego, że nie łączą tego z innymi zmysłami np. dotykiem. Czy śnieg jest zimny? A trawa szorstka? Zamiast malować farbami dostają kolejną aplikację do kolorowania. Faktura jest ta sama.
Pamiętacie zrywane liście, skakanie po sianie, turlanie się na trawie i chodzenie po drzewach? Ja mam takie obrazek przed oczami, gdy w deszczu skaczę na bosaka po trawie robiąc straszną błotną kałużę. A ile razy słyszę: nie chodź bo się ubrudzisz, nie biegaj bo się spocisz. Tak bardzo dbamy o nasze maluchy, że często odbieramy im wolność poznawania, a jednocześnie ograniczamy im wszelkie doznania sensoryczne.
Miksujemy jedzenie, podsuwamy kolejne cudowne, zdrowe kaszki. Dajemy napoje w kubkach niekapkach, bo inaczej się obleje. A potem ze zgorszeniem oceniamy inne dzieci, że nie potrafią pić tylko ciągną butle. A przecież bez nauki, bez kilku (ba! kilkudziesięciu mokrych bluzek) to wszystko jest trudniejsze.
W telewizji są reklamowane specyfiki na sen, na niejadka, na odporność, na koncentrację, na witalność, wszystkie dla dzieci, wszystkie skupione na leczeniu skutków zamiast poszukiwaniu przyczyny.
I choć może jest to przerysowane (bo jest na pewno) to chciałabym abyście zerknęli na to uważnie. Tekst do przemyślenia. Często chcemy dla dzieci tak dobrze, że obieramy im wolność poznawania, ćwiczenia, smakowania.
Rada? Zatem moi mili jutro poturlajcie się razem na trawie, albo poskaczcie po kałużach (w zależności od pogody), zagrajcie na bębenku, wyciągnijcie prawdziwe farby, dajcie spróbować dzieciom zimne lody i tulcie się do granic możliwości. Na pewno i wasze zmysły na tym skorzystają 🙂
A zrównoważony rozwój zmysłów wpływa na mózg i cały układ nerwowy 🙂