Nie wiem, jak to się stało, ale coś źle policzyłam i okazuje się, że mamy jeszcze jeden dzień 🙂 Mieliśmy już dzisiaj ruszać w stronę Wiednia, a tutaj rano zerkam w kalendarz i krzyczę: “Michał, mamy jeszcze jeden dzień we Włoszech!” 🙂
Dzień 21
Co zrobić z tak pięknym, nowym dniem? Na pewno trzeba pójść na włoską kawę. Chłoniemy ostatnie chwile we Włoszech, a ponieważ okazuje się, że to nie dzisiaj musimy ruszać to trzeba opracować plan co robimy. Ohh taki dzień w Toskanii! Marzenie. Ale jesteśmy na północy, na pewno też znajdziemy coś pięknego.
I znajdujemy. Po pysznej kawie w Spilimbergo i słodkich rogalach ruszamy w stronę jeziora Cavazzo. Droga jest górska, ma wiele zakrętów. Wiemy jedno – z przyczepą nie dalibyśmy rady albo mielibyśmy pełne portki 🙂 Musimy też pilnować nawigacji, bo chce nasz usilnie wepchnąć na drogi z ograniczeniem do 3 m wysokości. No my mamy 3,2 m, nie ma opcji.
Skręcamy, podziwiamy widoki. Rety, jak tu jest pięknie!
Docieramy na wybrany kemping, pan w recepcji nie mówi po angielsku, ale udaje nam się wybrać miejsce i parkujemy. Kemping jest dokładnie z tych, jakie lubię – niewielki, bez basenów, raczej spokojny, w otoczeniu natury. Mamy widok na jezioro.
Idziemy. Woda jest lodowata. Podobno ma niewiele ponad 10C, ale wydaje mi się, że ciut więcej. Jednak po ciepłej wodzie z Gardy faktycznie woda jest lodowata! Dzieci to nie zraża zupełnie. Ja też będę twardzielką i choć kawałek przepłynę. Tu jest naprawdę pięknie!. Moczysz nogi w wodzie i podziwiasz Alpy.
Cisza, spokój. Może to przychodzi z wiekiem, nie wiem, ale są takie miejsca gdzie odpoczywa mi się świetnie. Z każdą podróżą widzę, że lepiej mi bliżej natury. To tu odpoczywam. I tak jest tutaj. Chłonę to miejsce wszystkimi zmysłami. Gdyby nie to, że musimy zmierzać w kierunku Polski to zostalibyśmy tu dzień albo dwa dłużej.
W zasadzie cały dzień upływa nam spokojnie, na wieczór mamy kupione sery. Polubioną buratte (już wspominałam, ale to ser, podobny ciut do mozzarelli, tylko z płynnym środkiem, bardziej kremowy, delikatny), do tego gorgonzola z mascarpone (istna bomba kaloryczna, ale jaka uczta dla podniebienia), Asiago i Grana Padano.
Informacje praktyczne
kemping: my zatrzymaliśmy się na Campsite Lago 3 Comuni, zaraz nad jeziorem Cavazzo. Jechaliśmy od południowej strony krętymi drogami, od północy jest szybciej 🙂 Ogólnie kemping mega fajny. My korzystaliśmy z karty ACSI z gwarantowaną kwotą 17 euro, ale że mamy dzieci, a stawka nie obowiązuje dzieci (na tym kempingu) to za noc wyszło na 27 euro. To w sumie niewiele mniej niż bez tej karty. Stawki to 11 euro za miejsce, 6 euro za dorosłą osobę i 5 euro za dziecko. Czyli bez karty zapłacilibyśmy 33 euro. Przy czym wciąż mam wątpliwość, czy aby na pewno powinniśmy płacić za naszego 3,5 latka, ale pan w recepcji mówił tylko po włosku 🙂 (a cennik ma free dzieci 0-3 i płatne za dzieci powyżej 4, czyli teoretycznie nie :D).
fajne rzeczy: ja wiem, że to drobiazg, ale jakby co to na zdjęciu widzisz taki zaparz-kot w kubku, to jest genialne 🙂 kupisz tutaj, ok. 25 zł
stylizacja: ta sukienka, o którą pytacie to mój nabytek sprzed 6 lat właśnie z Włoch, jest mega wygodna 🙂