Oto koniec świata! Skoro ja zaczęłam biegać to znaczy, że to prawdziwy koniec świata. Ci z Was, którzy mnie znają lub czytają długo to wiedzą, że z bieganiem u mnie nie po drodze. Nie lubię (nie lubiłam) biegać nigdy. A jednak zaczęłam. Gdyby ktoś powiedział mi rok temu, ba, dwa miesiące temu, że będę biegać to turlałabym się ze śmiechu 🙂 a jednak.
Ten wpis, chcę zadedykować tym z Was, którzy tak, jak ja nie lubią biegać. Nie będę pisać, że jest łatwo, przyjemnie, raczej chcę Wam napisać co mi daje to bieganie i co bym chciała dalej. Mam nadzieję, że to będzie motywujące dla Was.
Nie lubiłam biegać
Odkąd pamiętam nie lubiłam biegać. W szkole podstawowej zawsze dobiegałam przedostatnia na metę, a bieganie kojarzyło mi się z jakąś straszną męczarnią. A w liceum chyba w ogóle nie biegaliśmy. Nikt nigdy nie prowadził zajęć, jak biegać, nie mówił co to są interwały, jak oddychać, jak zacząć. Po prostu się biegło, bez sensu. Nigdy mnie to nie motywowało.
Potem, kilka lat temu, przed ślubem (a jak :)) próbowałam biegać, ale tylko utwierdziłam się, że to absolutnie nie dla mnie. Nie lubiłam tego uczucia “krwawego” metalicznego posmaku w ustach (mam nadzieję, że wiecie o co chodzi), zadyszki i totalnie mnie to nie kręciło.
Czemu zaczęłam biegać?
Był taki dzień, kiedy Michał wrócił ze swojego biegowego treningu i rzucił w drzwiach, że właśnie spalił 1000 kalorii 🙂 Było to w tym samym czasie, gdy ja leżałam na macie i robiąc brzuszki robiłam jednocześnie za konika dla moich dzieci. A wcześniej przy pompkach chodakowskiej byłam tunelem, a potem zjeżdżalnią. Haha.
Pomyślałam sobie, że to może nie być takie głupie. Wyjść 🙂
Początki biegania
Tak naprawdę nadal jestem na początku biegania. Biegam dopiero miesiąc, choć dla mnie to JUŻ miesiąc. Nigdy, przez całe swoje życie tyle nie biegałam. Teraz podeszłam do tego rozsądnie, wybrałam program dla początkujących (jakby co, ja korzystam z endomondo – bardzo polecam).
Pierwszy bieg to była minuta truchtu i minuta marszu naprzemiennie kilka razy na dystansie ok. 2,5 km. To było bardzo łatwe i przyjemne, choć może nie było to bieganie przez duże B. Zresztą ten program naprawdę sprawił, że się nie zniechęciłam, bo nie pozwala mi się zmęczyć za bardzo, a jedynie tyle bym czuła apetyt na więcej.
Jeszcze miesiąc temu bieg, czy raczej trucht, przez dwie (2!!) minuty był dla mnie ogromnym wyzwaniem. Dzisiaj biegnę spokojnym, równym, tempem przez 20-30 minut w zależności od treningu. Póki co mój dystans to max 3 km. Ktoś powie mało, ale dla mnie to niesamowite osiągnięcie. Za miesiąc podobno dam radę przebiec 5 km 😉
I piszę to Wam po to, by zmotywować tych z Was, którzy się wahają, obawiają, mają jakieś opory. Da się i można odnaleźć w tym przyjemność.
Po co mi to bieganie
Nie mam (przynajmniej teraz) celu “pobiegnę w maratonie”, czy nawet “codziennie pobiegnę 10 km”. Nie. Moim celem jest bieganie. Tak po prostu, droga jest celem. Chciałabym biegać, dać radę biegać jesienią i o zgrozo zimą. Nie musi być długo i daleko, ale po prostu chcę biegać, to mój cel.
Co mi daje bieganie? Biegam rano i daje mi to niesamowitego kopa na cały dzień. Ładuję akumulator, swoje ZEN. Mam spokojny umysł, więcej siły i cierpliwości do zwykłych codziennych rzeczy i ogarniania dzieciaków <3
Mam też chwilę totalnie dla siebie. Biegnę i nie liczy się nic. Nikt nie krzyczy “mamoooo”, nikt nie wisi na nogawce, nikt nie robi ze mnie konika. Nie muszę przez chwile myśleć o bałaganie w kuchni, o pracy, o niczym. Po prostu jestem ja i bieganie. I choć póki co biegam raptem pół godziny to daje mi to kopa na cały dzień, a nawet dwa 🙂
Jestem ciekawa co Was motywuje lub powstrzymuje przed bieganiem. Mam nadzieję, że część z Was znalazła kawałek siebie w tym wpisie i spróbuje tego co ja – biegania 🙂 Trzymam za Was kciuki, a Wy trzymajcie za mnie!