Dziś zawitamy do Fjallbacki, miasta, które kojarzę z kryminałów Camilli Lackberg. Czy zostaniemy tu na dłużej czy niekoniecznie? Co się w nocy dzieje z naszym namiotem? O tym w kolejnym wpisie pamiętnikowym.
Bardzo lubię te wpisy pamiętnikowe, bo też mi łatwiej spisywać wszystko co ma miejsce podczas naszych wyjazdów. Prowadzę też papierowy dziennik, ale piszę bardziej hasłami i takie naze bardziej prywatne rzeczy. A te pamiętniki to genialna sprawa. Wiem dobrze, że po czasie trudno usiąść i spisać wszystko, niektóre detale się zapomina. A tak to powstaje takie tu i teraz 😉
Zobacz nasz vlog dzień 4
Póki co nagrywamy vlogi każdego dnia, siadam i montuje w całość, głównie gdy jedziemy 😉 na filmie widać wieczorny wiatr i to co dzieje się z namiotem.
Dzień 4
Trudno mi uwierzyć, że to dopiero czwarty dzień, bo przecież tyle się wydarzyło 🙂 Szwecja bardzo nam się spodobała, póki co o swej dzikiej strony, związanej z naturą, ale plan na dziś to Fjallbacka!
Rano wstajemy, to znaczy rano to dużo powiedziane, bo śpimy prawie do 8:00, co absolutnie nam się nie zdarza, ale wieczorami chłopcy mają taką frajdę z zabawy w namiocie, że trudno ich wcześnie zagonić spać. W końcu są wakacje 🙂
Na śniadanie pyszna owsianka, kanapki z pastą warzywną (zapasy mamy w bagażniku) i dżemem. A potem Michał idzie się kąpać. Niby w tym nic niezwykłego, ale idzie się kąpać i pływać w jeziorze, które, powiedzmy sobie szczerze, jest raczej zimne 🙂 Michał twierdzi, że kawa już dziś mu niepotrzebna po tej kąpieli!
Jak się za chwile dowiemy to nic wyjątkowego, bo gdy zaczynamy zbierać namiot to podjeżdża pan, wysiada, idzie się wykąpać na golasa i odjeżdża 🙂 Te drobne rzeczy wciąż mnie zaskakują, ale faktycznie trafiamy na szwedzkie zwyczaje, jak z książek.
Potem jedziemy w kierunku Fjallbacki. Mamy okazję też odwiedzić tutejszą przychodnię. Obsługa jest świetna. Nasza wizyta związana jest z kleszczem i uważam, że nie można tego lekceważyć. Na szczęście wszystko jest dobrze.
Zawsze jednak tego typu przygody to jakieś nerwy, więc idziemy sobie “wynagrodzić” czymś słodkim. Tak, to może nie jest dobry nawyk, ale jesteśmy w Szwecj, a tutaj jest FIKA. Fika to taka przerwa na kawę i ciastko. W kawiarni wybieramy kręcone, cynamonowe bułki, które są tu bardzo popularne (kanelbullar), a także bezglutenowe ciastko kawowo-waniliowe. A do tego Te, czyli herbatę. W sumie powinna być kawa, ale… 🙂 Za wszystko płacimy 166 sek (w przybliżeniu podziel na 2).
Chodzimy chwilę po Fjallbacke i dochodzimy do wniosku, że zostaniemy tu dłużej. W drodze na kemping, który wypatrzyliśmy na mapie, kupujemy lody, po 25 sek za kulkę 🙂 ale są pyszne.
Na kempingu udaje nam się wykupić miejsce. Rozbijamy się, ale już czujemy, że blisko morza jest dość wietrznie. Potem szukam prysznica, to śmieszne, ale dość długo nie mogę go znleźć. Okazuje się, że jest w jednym z niebieskich domków z tyłu. Za to jest wszędzie czysto. Byliśmy na wielu kempingach, ale tutejsze łazienki są bardzo czyste. Tym bardziej “bawi” mnie napis na ścianie, że niedługo planowana jest renowacja łazienek i mają nadzieję, że goście zrozumieją aktualny standard 🙂
Wieczorem zaczyna wiać i lać. Szczerze mówiąc majta naszym namiotem strasznie. Chłopcy już spią, a my siedzimy w przedsionku i podziwiamy jak wieje. Wiemy, że namiot jest dobrze naciągnięty, ale przyznam, że trochę ten wiatr męczący. Na szczęście po północy słabnie i możemy spokojnie zasnąć.