Hahaha, a jednak zostaliśmy jeszcze we Włoszech, ale zaraz opowiem Ci, jak to się stało, bo to całkiem zabawne 🙂
Dzień 24
Od rana się pakujemy, szczerze mówiąc totalnie nam nie idzie! Jest tego sporo. Byliśmy tutaj tydzień i okazuje się, że znieśliśmy do namiotu znacznie więcej rzeczy niż podczas dwudniowych postojów. Pakujemy, pakujemy i mam wrażenie, że końca nie widać. Jak już jest wszystko spakowane to jeszcze przecież bagażnik z rowerami trzeba przymocować do samochodu.
I w ten oto sposób wyjeżdżamy chwilę po 13:00, czyli godzinie do której był check out. Ale… przecież trzeba coś zjeść, bo nagle zgłodnieliśmy i może jeszcze wejdziemy do tego sklepiku regionalnego kupić wino dla znajomych, może jakieś ciasteczka, może…. 🙂 Robi się dużo po 16:00 🙂 i uznajemy, że bez sensu teraz ruszać, może zostaniemy.
I tym oto sposobem jedziemy w okolice Sirmione, na pole kempingowe, które już znamy z poprzednich wakacji, wiemy, że ma fajne zejście i fajne miejsca i zostajemy tam na kolejne dni.
Dzieciom ten plan bardzo się podoba, bo szybko rozbijamy namiot (to mamy opanowane do perfekcji, a teraz nawet uznajemy, że nie potrzebujemy wszystkich naciągów 🙂 tacy jesteśmy wyluzowani) i cały wieczór, który jest upalny i wcale nie pada (ha, udało się) spędzamy w wodzie. Chłopcy są zachwyceni, mają swoje zabawki, my zgrywamy leniwce i szczerze mówiąc jest czadersko!
Zasypiamy oczywiście bez śpiworów, w namiocie, znowu we Włoszech 🙂