Tym razem o miasteczku, w którym nie zabawiliśmy zbyt długo, o poszukiwaniu noclegu i konieczności postoju.
Wieczorem dojechaliśmy na parking zaraz przy starym mieście w miasteczku Ainsa. Spodziewaliśmy się rano fajnego miejsca na spacer, ale już zdradzę, że długo tu nie zabawiliśmy.
Dzień 25
Ainsa to średniowieczne miasteczko u podnóża Pirenejów. Brzmi bajkowo. Postój cudowny, naprawdę przy samej bramie wejściowej na teren tej części zabytkowej. Płatny w automacie, ale niewiele.
Zatem po śniadaniu ruszamy “na miasto”. Niestety szybko okazuje się, że miasteczko jest bardzo turystyczne, nie ma nawet klasycznej piekarni, raczej sklepiki w pamiątkami, restauracje i tyle. Szukamy sklepu, ale też trafiamy do sklepu pełnego pamiątek, paczkowanych win “z podróży” i tym podobnych rzeczy. Jesteśmy odrobinę rozczarowani.
Pozostała cześć miasta, ta mniej zabytkowa, jest niżej ale nie chcemy tracić wysokości, więc po spacerze i chwili odpoczynku (upał) postanawiamy jechać dalej. Mamy słabo naładowane akumulatory więc myślimy czy nie zawitać na kemping.
Dość szybko okazuje się to niemożliwe. Nie ma miejsc. Zatem wizja pływania w chłodnym basenie na kempingu odpada. Trzeba wymyślić coś innego.
Robimy sobie postój na odpoczynek, jedzenie i szukamy na mapie gdzie jechać. I ogólnie co robić dalej. Przyznaję, że upał nam nie ułatwia sprawy, myśli się jakby wolniej 🙂
Dzień 26
W końcu nocą dojeżdżamy na jakiś postój gdzie wiemy, że ma być prąd. Niestety musimy dzisiaj zrobić sobie dzień techniczny, bo akumulatory odmawiają posłuszeństwa. Chłopcy mają w parku plac zabaw i tak mija nam większa część dnia. Podejmujemy również decyzję, że ruszamy w kierunku Portugalii.