O pysznych serach, targu w uroczym Banon i wspinaniu się na mury cytadeli by podziwiać panoramę jednego z prowansalskich miasteczek. Zerknij koniecznie, to był dzień pełen wrażeń.
Dzień 11
Nasz postój jest obok pola lawendy, dlatego chcemy to wykorzystać by zrobić zdjęcia z pięknym, porannym światłem, bo to w ciągu dnia jest bardzo ostre. Nastawiam budzik na 5:30 i… jest nadal ciemno. Jesteśmy za górą, więc słońce pojawi się dopiero po 6:00. Za to widok jest cudowny, warto było wstać, nie tylko dla zdjęć, ale tych kilku chwil, kiedy słońce wychodziło zza gór i oświetliło pole lawendy. Absolutnie magiczne!
Potem jemy śniadanie, ogarniamy kampera, chłopcy bawią się na placu zabaw, a następnie kierujemy się na targ. Jest sobota, targ w Banon. Tak wyczytaliśmy na oficjalnej stronie, głupio nie sprawdzić! Kierujemy się pod górkę. Wstępujemy jeszcze do piekarni, po bagietki i ciastka. Nie umiem się oprzeć tutejszej bezie (to ta z orzeszkami piniowymi). A potem na targu kupujemy bagietki, a także ser crottin. Okazuje się, że to ser z mleka koziego, oczywiście ma kilka stopni dojrzewania, więc kupujemy 3 🙂
Na targu są też oliwki, owoc, sery, sery, sery, koszyczki, z którymi widzimy co drugą osobę, która przyszła na targ, chleb, trochę mięsa.
Wracamy do kampera, obok widzimy, że rozstawiają scenę. Pan nam tłumaczy na migi, że wieczorem będzie hałas. I tak już dziś nie zostajemy tu na noc 🙂 kierujemy się w stronę Sisteron.
Sisteron
Na obiad dojeżdżamy do Sisteron, parking jest przy torach, płatny, ale całkiem blisko centrum. Szybko zjadamy obiad i ruszamy w stronę ścisłego centrum. O rety jaki tu tłok! Ile ludzi. Zdecydowanie bardziej turystycznie, jeszcze jest jakiś turniej rycerski, więc tłumy spore.
Taki tłum to trochę nie nasze klimaty, kupujemy tutejsze makaroniki (zupełnie inne niż te znane nam z Paryża, bardziej ciągutkowe), pod namową dzieci stajemy też w dużej kolejce po lody (dobre były), a potem kierujemy się na górę. Podobno z murów cytadeli jest piękny widok. Citadelle de Sisteron wymaga spaceru pod górę, ale nie jest to trudne, ani bardzo czasochłonne. Za to na samą cytadelę warto mieć minimum dwie godziny. Warto tu wejść. Nie żałujemy, choć trochę wspinania, schodów, wąskich korytarzyków jest.
Dla chłopców frajda, zdobywamy szczyt, najwyższą wieżę. Podziwiamy też widok z góry (naprawdę piękny). A potem idziemy w dół. Zejście jest równie fajne, jak wejście. Wychodzimy przez bramę, którą już zamknięto, więc możesz domyślić się, że jest dość późno. Schodzimy do miasteczka, uzupełniamy wodę i totalnie wymęczeni (jest upał, czuję łydki! Haha) ruszamy do kampera.
Spać tu czy nie? Obok widzieliśmy pralnie więc podjeżdżamy. I co? Ktoś zapomniał o swoim praniu, pralki są zablokowane. Po 40 minutach odpuszczamy i jedziemy na nocleg przesuwając się odrobinę na południe. Zasypiamy w kilka sekund. To był intensywny dzień.