W tym wpisie będzie ogrom pięknych emocji, mnóstwo cudownych miejsc i pomysłów na szalone 7 dni. Dni, które wyszły nam trochę nieplanowane, bo przecież mieliśmy jechać tylko kamperem do znajomych na mazury.
Uwielbiam moje pamiętniki z podróży. Piszę je od 10 lat i sama do nich często wracam. A jednocześnie mam (w ich pisaniu) w ostatnich latach trochę zaległości, trochę nieskończonych szkiców i mnóstwo wyrzutów z tego powodu. Bo je lubię. A jednocześnie, co tu oszukiwać, stories które robię na IG (@paulina.domowa) zajmuje tak dużo czasu, że muszę coś wybrać. Szczególnie, że na wakacjach chcę szczególnie być z rodziną 🙂
Zatem wymyśliłam, że zrobię takie piękne tygodniowe podsumowanie. Spiszę te miejsca, przeleje myśli, wybiorę zdjęcia. Zostanie to zapisane, może kogoś zainspiruje, może sama wrócę do tego za rok czy dwa 🙂
Tydzień kamperem w Polsce
To będzie krótki pamiętnik o tym, jak jadąc na mazury zrobiliśmy zamiast 200 km ponad 800 km, a finalnie nawet 1300 km 😉 Mam nadzieję, że przeczytacie z przyjemnością.
Dzień 0
Michał wrócił do domu, po tym jak pojechał napełnić kampera wodą (Znaleźliśmy fajny punkt kilkadziesiąt kilometrów od nas co jest wygodną opcją, lepszą niż noszenie baniakiem, nawet 20 l i lepszym niż jechaniem pod ujęcie wody oligoceńskiej, bo tam bywa tłok). Tak czy inaczej wócił i rzucił hasło: a może ruszymy dziś?
W sumie czemu nie. Spakowaliśmy się szybko. U nas chłopcy pakują się od lat samodzielnie, pomogłam tylko najmłodszemu. I już. Do torby spakowałam zawartość lodówki i… Dwie godziny później ruszaliśmy kamperem 🙂
Ruszyliśmy, zerkam na mapę. Jechać drogą A czy B, chwilą rozmowy między nami i nagle rzucamy: a może nad morze? To było szalone!
Ale faktycznie pojechaliśmy autostradą. Dzieci zasnęły dość szybko, a my jechaliśmy. Dotarliśmy o drugiej w nocy na znany nam postój przy samej plaży. Szum fal usypiał nas. Czuliśmy się szaleni i szczęśliwi 🙂
Dzień 1
To cudowne obudzić się i słyszeć szum fal.
Cały dzień spędziliśmy na plaży. Na lodach. Na górach. Na domowym jedzeniu w kamperowe kuchni. Na rozmienianiu pieniędzy na bilon (bo parkomat tylko bilon uznawał). Na wszystkim i na niczym.
Piachu mamy pełno we włosach, ciała wysmagane wiatrem. Ale jest coś takiego w tym morzu, że z jednej strony nie lubię zgiełku, a z drugiej, zawsze czuję to szybsze bicie serca gdy stopa dotyka piasku. Cudownie!
Ruszamy pod wieczór. Wszak mamy dotrzeć na mazury. Ale… Dziś nie jest tak łatwo. Najmłodszy z trójki jest płaczliwy, zatem dość szybko szukamy postoju. Wykręcamy gdzieś w ciemnym lesie, przez chwilę jedzie za nami auto (co jest lekko creepy). Jak się okazuje to właściciel postoju (ufff), który kieruję nas na miejsce.
Stajemy przy samej pochylni Buczyniec.
Dzień 2
Rano wybiegamy popatrzeć na pierwsze statki, które wypływają z kanału i zjeżdżają na platformie po trawie. Statkiem po trawie! Fantastyczny widok!
Można też popłynąć w rejs, ale my dziś podziwiamy z brzegu. Nawet nie wiem czy to nie większa atrakcja! 🙂 Pijemy kawę z widokiem na statki sunące po trawie. Na pewno wrócimy tu z rowerami.
A teraz ruszamy w kierunku Mrągowa. Jeszcze tylko zakupy.
Docieramy na miejsce. Dzieci cieszą się obecnością swoich kolegów i karmią kury. A my rozkoszujemy się sielskim krajobrazem i ciszą (o ile to możliwe przy dzieciach, ale wiecie chyba o jaki rodzaj ciszy chodzi).
Potem jest babski wypad nad wodę, nocne kąpiele w jeziorze i dużo beztroski. Za to uwielbiam lato. I doceniam cudowne osoby, którymi przyszło nam się otaczać 🙂
Dzień 3
Totalne lenistwo nad jeziorem. Pływamy na Supie, na kanoe, na rowerku wodnym. Beztroska.
Piekę ciasto z borówkami (uwielbiam nasz piekarnik w kamperze). Jakby ktoś chciał to ogólnie ten piekarnik (trochę jak prodiż na gaz) Omnia ma te same czasy co piekarnik w 180C czyli takie ciasto biszkoptowe to 30 minut na średnim ogniu. Wychodzi idealne. A przepis z ebooka “Śniadaniówki dla dzieci cz2” tylko zamiast truskawek były borówki.
Ogólnie często pytacie co gotuję albo czy zrobię ebook z przepisami wakacyjnymi. Wciąż nad tym myślę, bo gotuję dużo z ebooków, które znacie. “Proste przepisy” (genialny jest tu dużo ulubionych śniadań_, “Lunchboksy na start” (makaron obierkowy to już chyba każdy zna, świetny). Czy właśnie z ebooków “Śniadaniówki dla dzieci cz1 i cz2“.
I tak sobie o tym myślę, bo staram się, by przepisy się nie powtarzały, stąd jeszcze myślę jak do tego podejść 🙂 Tak czy inaczej jakby co polecam każdy z ebooków, zawsze coś znajdziecie dla siebie 🙂
Wracając do relacji, wieczorem jeszcze było ognisko 🙂
Dzień 4
Tyle się już działo! Pijemy ostatnią kawę nad tym jeziorem i leniwie zbieramy się dalej. Jako, że jest sobota to dopiero na 3 kempingu znajdujemy miejsce. Potrzebujemy kempingu bo musi być serwis (musimy oczyścić zbiorniki i WC :)).
Zatrzymujemy się w Kikitach i po obiedzie ruszamy na Sup. Potem podziwiamy czaple, które chodzą tuż tuż obok niemal kampera. Cudownie!
Czasem brakuje słów by opisać jak jest fajnie 🙂
Dzień 5
Rano Wypływam zaraz po 7 na krótki “rejs” na SUPie aby zjeść śniadanie na wodzie. Uwielbiam takie momenty. Dzisiaj sama ładuję baterie na kolejny dzień.
Ale marzę, że może za rok już razem będziemy wypływać na dwóch SUPach na mini wyprawy? To byłoby świetne. W każdym razie, jeśli nie próbowaliście jeszcze jeść śniadania na desce to polecam, cudowne przeżycie 🙂
Potem wracam, pakujemy się i ruszamy do… Olsztyna. Trochę kluczymy po mieście, bo upatrzony parking ma ograniczenie wjazdu dla pojazdu do 2,5 t (bez sensu swój drogą, nawet naszym Galaxy byśmy nie mogli teoretycznie hehe). Ale w końcu się udaje.
Dziś jemy na mieście (choć bardzo długo czekamy i trochę tęskno do pudełek). Polecam też fajną cukiernie bez glutenu i bez cukru na Starym Mieście, Fit Cake. Już byliśmy najedzeni, ale dwa donuty wzięłam na wynos. No i lody Kroczek. Tyle osób mi je polecało i faktycznie super! Ogórek z miętą, Pistacja – bardzo smaczne.
Kręcimy się trochę po Olsztynie, po parku pod zamkiem, a potem idziemy do kampera i ruszamy. Nie mamy długiej trasy, ale trochę kluczymy. Wieczorem docieramy do Stanicy Wodnej gdzie będziemy spać. A to oznacza jedno: jutro….
Dzień 6
Kajaki! Spełniał swoje małe marzenie – wspólny rodzinny spływ kajakowy. Miałam sporo obaw, ale bezpodstawnie. Płyniemy w piątkę, genialna sprawa!
Zrobiliśmy 10 km więc jak na pierwszy raz to całkiem fajnie. Najpierw popłynęliśmy pod prąd, a potem zawrócilićmy. Prąd to dużo powiedziane, bo rzeka Babięcka Struga jest bardzo spokojna. Wybraliśmy też taką opcję, bo nie mieliśmy pewności, czy po 30 minut najmłodszy nie będzie miał dość. Albo my 🙂
Ale nie. Popłynęliśmy do jeziora Gant (końcówka trzciniasta) i zrobiliśmy postój na brzegu. Tam Zjedliśmy jedzonko z naszych lunchboksów i zawróciliśmy. W sumie 10 km. Super przygoda!
Potem do wieczora odpoczywaliśmy i uznaliśmy, że tu zostajemy na noc 🙂
Dzień 7
To dzień powrotu, ale jeszcze odwiedziliśmy kładkę edukacyjną w Pieckach. Co prawda trochę błądziliśmy, bo tam totalnie nie ma oznaczeń, ale daliśmy radę 🙂
I tak wieczorem powrót do domu. A za kilka dni znowu wyjazd… 🙂 jeszcze nie wiemy gdzie. Włochy, Francja, czy Polska, hmm…