Nie, nie jest to wpis reklamowy, choć tytułową opaskę Sony Smart Band faktycznie dostałam do zabawy już jakiś czas temu od polskiego oddziału Sony. Nikt mnie jednak o recenzję nie prosił. Niemniej gadżet jest o tyle ciekawy, że będzie moim punktem wyjścia do kolejnego tematu: ile czasu w ciągu dnia zajmują konkretne czynności i jak ten czas zaoszczędzić. Ale zanim o tym, to właśnie ta opaska. Cóż, nazwałam ją opaską rejestrującą życie, bo to taki trochę śledczy na ręku.
Ciekawość to jedna z rzeczy, które kierowały mną by założyć inteligentną opaskę na rękę, które stały się w ostatnim czasie bardzo modne. Trochę chciałam wiedzieć, jak to działa, trochę co pokażę no i na ile mi się przyda w codziennym życiu.
Może jeszcze trochę teorii. Urządzenie jest dość proste, w jej skład wchodzi silikonowa opaska (w różnych rozmiarach i kolorach) i wkładany do środka nadajnik. Nadajnik wyposażony jest w moduł NFC i to on łączy się bezpośrednio z telefonem (tylko z systemem Android, ja testowałam ją na moim Sony Z1). Ładuje się go za pośrednictwem portu micro USB, a tak to na niewielkiej obudowie nadajnika zmieszczono jeszcze trzy małe diody i mały przycisk – to wszystko. Samo urządzenie reaguje na dotyk (stuknięcia palcem) i wibruje. Opaskę zakłada się na rękę, łączy z telefonem i… nosi na ręku. Na dobrą sprawę poza ładowaniem co kilka dni nie trzeba o niej pamiętać. Nie trzeba jej nawet zdejmować pod prysznicem. Opaska sama zbiera informacje i zapisuje w aplikacji na telefonie (służy do tego bezpłatna aplikacja LifeLog).
No dobrze a jak to wygląda w praktyce?
Niby prosto, ale nie idealnie. Bo w zasadzie po kilku dniach noszenia uznałam, że “po co mi ona” 🙂 Może jestem zbyt mało zakręconą gadżeciarą, a może przeraziło mnie to co spisywała np. czas snu w trakcie doby: “4 godziny 27 minut”. To mnie wpędzało w stres 🙂 A tak poważnie, to poniżej moje odczucia.
Największym plusem jest dla mnie wibracja, bo opaska powiadamia w ten sposób gdy dzwoni telefon, przyjdzie SMS lub wiadomość na komunikatorze (da się skonfigurować, na co ma reagować). To najfajniejsza i najbardziej przydatna funkcja, bo nigdy nie przeoczyłam dzwoniącego telefonu, z czym zawsze miewam problem (bo go wyciszę lub po prostu ukryje się gdzieś na dnie torebki – znacie to?). Z opaską odbierałam każdy telefon i odczytywałam każdą wiadomość na czas, bo dyskretnie wibrowała mi na dłoni. To jest super.
Opaska ma też tryb dzienny i nocny, przełącza się go poprzez dłuższe naciśnięcia guzika. To o tyle fajne, że w nocy nie wibruje, gdy ktoś pisze czy dzwoni, za to rejestruje sen, jego czas i długość. I to jest ten punkt, który mnie przeraża. Okazuje się, że śpię jeszcze mniej niż mi się wydawało! 🙂 Jeśli odjąć czas na karmienia i jakieś przebudzenia, będzie tego ledwie kilka godzin. Rzecz do poprawy u mnie.
Przede mną tą opaską bawił się przez kilka dni Michał i zdążył mnie już uczulić na to, że to nie jest wbrew pozorom gadżet do fitnessu. Owszem, opaska rejestruje liczbę kroków czy przebyty dystans, a zainstalowana w telefonie aplikacja wylicza spalone kalorie, ale to się dzieje w tle – nie da się włączyć trybu “teraz ćwiczę” i np. zarejestrować oddzielnego treningu biegowego czy sesji na siłowni. Dane z całego dnia zlewają się w całość i można potem co najwyżej popatrzeć, o której godzinie człowiek najbardziej się napocił. Trochę szkoda.
Co mi jeszcze przeszkadzało? Mało czytelna jest ta aplikacja, nie można na przykład sprawdzić godzin przebudzeń, niedokładnie zlicza czas spędzony w internecie czy raz dodała mi jazdę na rowerze kiedy absolutnie tego nie robiłam.
Przyznaję się Wam, że jak mi się rozładowała to schowałam ją na dno torebki i… tyle. Ale znowu myślę by ją wyjąć, naładować, bo ta opcja wibrowania, gdy ktoś dzwoni jednak by się przydała. Dzisiaj znowu mam kilka nieodebranych połączeń 🙂
Macie, używacie? Co o nich sądzicie? Znacie takie inteligentne opaski, co o nich sądzicie? Zbędny bajer czy fajny gadżet?