Planując nasze Euro Trip wiedziałam, że chcę zajrzeć do Bośni i Hercegowiny. Będąc w Chorwacji do Mostaru jest zaledwie kawałek, ot raptem 100 km. My świętujemy tu 31 urodziny Michała zajadając słodką baklawę.
Autostradą dojeżdżamy do granicy z Bośnią i Hercegowiną, szybka kontrola dokumentów i potem mniejszymi drogami jedziemy w stronę Mostaru. To droga na Sarajewo, więc bez problemu, nawet bez nawigacji docieramy do celu.
Słyszeliśmy sporo, że po drodze dziury od strzałów, że miny, że opuszczone budynki, że Bośnia i Hercegowina wygląda tak, jakby tu dopiero co skończyła się wojna. Co widzę? Wcale nie więcej opuszczonych domów niż w Chorwacji (tam nawet jedno całkiem puste miasteczko mija się jadąc do jednej z nadmorskich miejscowości). Domy są raczej odnowione. Za to wokół jest biedniej. Zdecydowanie.
Dojeżdżamy do Mostaru, szybko znajdujemy parking zaraz przy opuszczonym budynku, który wygląda trochę strasznie. Obok jednak stoją odnowione domy, kamienice. Idziemy po stronie bośniackiej (muzułmańskiej) w stronę Starego Mostu. To wschodnia strona miasta, która została bardzo zniszczona podczas walki z Chorwatami. Tak naprawdę to po której stronie jesteśmy rozpoznajemy po mijanych meczetach oraz osłoniętych kobietach.
Mijamy stragany z różnymi drobiazgami. Tak inne, tak piękne, tak “orientalne”. Zachwycam się chustami, które już oczami wyobraźni przerabiam na jakiś piękny uszytek.
Stary Most to most kamienny, tak naprawdę zniszczony i dopiero kilkanaście lat temu odbudowany (2004). Po Moście przechadzają się Bośniacy (a może Chorwaci?) i zbierają po 1E do czapy. Będą skakać z motu do wody. Niby dowód męstwa, dla mnie pewnej głupoty. Za pierwszym razem, gdy to widzę to naprawdę robi mi się aż ciepło w środku.
Po stronie chorwackiej, gdzie mam wrażenie jest więcej knajp znajdujemy restaurację z widokiem na most. Zajadamy pleskawicę, a na deser urodzinową Baklavę. Tak świętujemy Michała 31 urodziny, razem, wspólnie, jedząc coś zupełnie innego 🙂
*Część turystyczna, stare miasto jest stosunkowo niewielka. Jeśli ciekawi jesteście cen to za obiad płacimy mniej niż w Chorwacji. Pod nogami mamy pełno małych kotków, którymi raczej nikt tu się nie przejmuje. Zachwycone są dzieci. Możecie tu płacić km (markami bośniackimi) lub euro. Przelicznik jest taki, że 10 km to nasze ok. 20 zł. My po dużym obiedzie z deserem, parkingu, jakiś drobiazgach, lodach nie wydajemy więcej niż 130-150 zł przez dzień.