Przez chwilę był pomysł by jechać tylko we dwoje, ale szybko uznaliśmy, że rodzinne święta chcemy spędzać razem, całą naszą czwórką. I tak, to jest super 😉 Spakowałam całą naszą czwórkę do jednej walizki i dwa dni temu przylecieliśmy do Barcelony. Dokładnie w moje 30 urodziny 😉
Zanim nas zacznę pakować idziemy tylko we dwoje do kina (film Bogowie – niesamowity!). I znów czuję się trochę, jak nastolatka, gdy 13 lat temu też pewien fajny chłopak zabrał mnie na film. Tę naszą małą tradycję staramy się co roku pielęgnować. Mi się podoba 😉
Wracamy. Wyciągam z szafy moje letnie sukienki, Michała krótkie spodnie i dzieciaków szorty i wszystko wrzucam do jednej walizki. Lubię mieć mało bagażu, szczególnie z dziećmi 😉 Mam chwilę zwątpienia czy do walizki prócz ubrań na cały tydzień na pewno zmieszczą się pieluszki, kosmetyki i dwa(!) łóżeczka turystyczne. Ale się udaje. Kończymy z jedną walizką i łóżeczkiem do zarzucenia na ramię. Jest dobrze.
Piątek rano. Jest okropnie zimno, termometr wskazuje -4C, zakładamy dzieciom podwójne czapki a kilka minut marszu z lotniskowego parkingu do sali odlotów wydaje mi się wiecznością. Jest serio zimno.
Samolot startuje, dzieci zasypiają a przed nami kilka godzin lotu. Mija szybko. Barcelona wita nas słońcem. Przez okienka w samolocie oceniamy, jak ubrani są ludzie. Trochę nie dowierzamy, że tylko w t-shirty, więc zakładamy kamizelki. Jak się domyślacie jeszcze zanim docieramy do aerobusu, który dowiezie nas do centrum miasta, szybko je zdejmujemy. Jest wczesne popołudnie.
Jest pięknie, ciepło i cudownie. Mamy mieszkanie zaraz przy La Rambla. Szybko idziemy w stronę morza. Jemy lody, gofry i pyszną paelle marinare. To jest mój tort 😉 Tak świętujemy moje 30 urodziny. Tak! Tak mogę świętować każde moje urodziny 😉
Słoneczne uściski z Barcelony 😉