Wstajemy skoro świt i pełni sił ruszamy do Wenecji. To tam spędzamy cały dzień chodząc po niemal pustych uliczkach. Czy faktycznie? Zapraszam na pamiętnik z dnia 3.
Dobrze, już dobrze 🙂 wszystko co napisałam wyżej jest nieprawdą. Wstajemy ponownie o 8:00, więc jesteśmy wyspani. Przez to, że dzieci wczoraj zasuwały do późna to rano nie ma kto budzić nas skoro świt. Ale nie cierpię z tego powodu, w końcu mamy wakacje.
Przypomnę, że w podróży, szczególnie z dziećmi, dbam o to by mieć zawsze ze sobą wodę, ale też jedzenie. Chętnie próbujemy lokalnych smaków, ale jednocześnie zawsze że sobą mamy Lunchboksy aby nie musieć się martwić, że dopadnie nas głód. Super przepisy są w moich ebookach z daniami na wynos, kupisz tutaj. Zyskujesz świetne przepisy od dietetyczki, ale też wspierasz moją pracę, a ja mogę dawać więcej fajnych relacji 🙂
Dzień 3 Wenecja
Po śniadaniu i ogarnięciu ruszamy do Wenecji. Mamy kilometr do tramwaju, a potem już tylko jeden przystanek i jesteśmy na miejscu. Kierujemy się na postój tramwajów wodnych, bo dzieci od wczoraj nie mówią o niczym innym, jak o “łódkach”.
Płyniemy Grand Canale i podziwiamy widoki, przepływamy pod zatłoczonym Rialto,mijamy rzeźbę z rękami, która symbolizuje pomoc Wenecji, której grozi zatonięcie, zbliżamy się do jeszcze bardziej zatłoczonego Placu św. Marka. Ohhh ilu turystów! Na placu najlepiej być wcześnie rano lub wieczorem, ale i tak zachwycamy się widokiem i podnosimy głowy by podziwiać wieże zegarową. Dzieci pamiętają z opowieści historię o tym, jak wieża runęła podczas jednego z trzęsień ziemi. Dopytują się o ilość dzwonów. Niestety odpuścimy zdobywanie, bo kolejka długa.
Szukamy pizzy, przyznaję, że bez pudełek z lunchboxami jest mniej wygodnie, bo musimy szukać czegoś i wydaje się znacznie więcej. Z drugiej strony dobra włoska pizza jest taka dobra!
Chodzimy po uliczkach Wenecji, dochodzimy do wyjątkowej księgarni Libreria Acqua Alta. Warto tu zajrzeć choć na chwilę, nawet jeśli nie znasz włoskiego. Dlaczego? Tutaj książki są w wannie, gondoli, przechadza się kot, Ana zewnątrz są schody zbudowane z książek po zalaniu. Niesamowity widok.
A gdybyś chciała coś kupić to są np. księgi biustów 3d – nie trzeba znać języka :)))
Po południu postanawiamy skoczyć na jedną z wysp, najpiękniejsza jest moim zdaniem Burano. Chwilę się zastanawiamy, bo na Burano płynie się 45 minut, a na bliższe Murano raptem 10. Ale podchodzimy do tego strategicznie – dzieci się prześpią podczas dłuższego rejsu 🙂 a potem będziemy mogli chodzić do nocy. I tak się dzieje, chłopcy padają w kilka chwil, nam też niewiele brakuje 🙂
Burano
Docieramy na Burano, nagle dostrzegamy mega kolejkę w drogę powrotną. Trochę nas to przeraża, ale mamy nadzieję, że do wieczora jednak się zmniejszy, bo teraz wygląda, że czas oczekiwania to minimum godzina. Ja naprawdę nie wiem jak tu jest w sezonie. Niby byliśmy już w lipcu czy sierpniu i nie zapamiętałam by było aż tak tłoczno. Może to ten długi weekend?
W każdym razie idziemy zwiedzać Burano. To jedno z tych miejsc gdzie na każdym kroku można robić kolejne piękne zdjęcie. Każdy kolejny dom to piękne kolory, cudowny kadr 🙂
Zachodzimy na kolejną pizzę, owoce, chodzimy bez końca.
Wieczorem wracamy do Wenecji. Jest późno, ale zanim dojdziemy do tramwaju to mija jeszcze sporo czasu i kilka kilometrów. Aaaa i jeszcze idziemy do restauracji, jednym słowem szaleństwo 🙂
Potem tramwaj, spacer na kemping i wszyscy się wywracamy.
Burano Piękne, kolorowe domki Na Burano każde zdjęcie wychodzi ładne Akurat malowali jeden dom Dzieci robią sobie swoje zdjęcia, zerknij na kolory tła A to już wieczór w restauracji, widzisz ten entuzjazm? Gnocchi z sosem serowym Nagrywam insrastories. Hahaha paulina.domowa zajrzyjcie I chyba ostatnie z Wenecji, ahhh