Lublana (Ljubljana). Lubię to miejsce, stolica Słowenii, niewielka, urocza, kameralna. Na jeden dzień, choć może rozkochać w sobie na dłużej. Znacznie spokojniejsza i mnie tłoczna niż Włochy, ale równie ciekawa.
To tu zjadamy najlepsze ciasta (w końcu! naprawdę brakowało mi takich pysznych słodkości w Chorwacji). Zresztą również we włoskich knajpkach poza przepysznymi (czyt. najlepszymi na świecie) lodami i tiramisu nie ma tego typu ciast. Są przepyszne. Gibanica – wielowarstwowe ciasto z makiem, orzechami, które smakuje świątecznie, czy pyszny sernik, którym szczyci się kawiarnia, w której go próbujemy. Albo tarta czekoladowa, niczym najlepsza pralina. Rozpływam się! Pycha.
Tutaj też odpoczywamy w cieniu drzew, nad rzeką Lublanicą. Jest uroczo i niezbyt tłoczno. Pod wieczór z Katedry Św. Mikołaja rozlegają się dzwony, który rozbrzmiewają na całą Lublanę.
Jeśli zastanawiacie się czy Lublanę odwiedzić to koniecznie to zróbcie. To nasz kolejny raz w Lublanie i kolejny raz czuje się tu bardzo dobrze 🙂 Jeśli macie więcej czasu niż dobę czy popołudnie, to prócz starego miasta i spaceru po mostach (w tym potrójny Tromostovje) to skoczcie do Tivoli Park.