Do tej pory myśląc Anglia, Londyn oczami wyobraźni widziałam bekon, jajecznicę i pudding. Nic nie mam do angielskiego jedzenia, ba, nawet marzę, by kiedyś spróbować dobrej angielskiej kuchni. Ale będąc w Londynie próbowałam wszystkiego, bo tutaj na każdym kroku napotkacie pyszności z każdego zakątka świata. Przyznam, że póki co to pierwsze miasto, które tak urzekło mnie kulinarną różnorodnością, że można próbować, jeść, smakować. No właśnie co jeść w Londynie?
Jeśli miałabym szybko odpowiedzieć co jeść w Londynie to bez wahania powiedziałabym: wszystko! Na każdej uliczce mnoży się od knajpek, restauracji z różnych rejonów świata w dodatku prowadzonych najczęściej przez osoby dobrze ją znające. Kuchnia chińska, nepalska, meksykańska, tajska itd. Osobiście nigdzie jeszcze nie widziałam takiej mnogości co dla mnie, jako kulinarnego szaleńca jest cudowne!
Fish&chips
Co by nie mówić fish&chips w Londynie zjeść trzeba 🙂 Ryba pyszna a jak upolujecie frytki w gazecie to już w ogóle “wypas”. Prawda jest jednak taka, że teraz te “gazety” w większości są udawane. Ale na smak to nie wpływa 🙂
ChinA Town
Tutaj, w samym centrum Londynu po prostu trzeba kulinarnie zaszaleć. W wielu restauracjach można zamówić menu degustacyjne, gdzie za stosunkowo niewielką (jak na mnogość i wielkość porcji) kwotę (ok. 15-25 Ł) można spróbować fajnych dań.
My w ten sposób spróbowaliśmy tutejszej popularnej kaczki (wiszą na wystawach niemal w całym China Town), ale też poznaliśmy kilka innych fajnych dań: sajgonki, mega pyszne pikantne kawałki wołowiny (nie wiem, jak się nazywały, ale może pomożecie?), smażony kurczak z imbirem, ryż z dodatkami.
Menu degustacyjne to jedno, ale można też kupić wiele dań “take-away” i zabrać ze sobą na wynos. Świetne pampuchy (takie parowane bułki z różnym mięsem), a nawet różne makarony czy ryże. Dla mnie szczytem było zamówienie za kilka funtów dania z owocami morza (przegrzebki, ośmiornica, krewetki itd.), za które tutaj w Warszawie zapłaciłabym kilka razy więcej i chyba nie byłoby równie smaczne 🙂
Camden Market
Musicie, po prostu musicie skoczyć na Camden Market. Koniecznie na głodnego. Najpierw są ciuchy i inne cuda, ale potem jest dużo stoisk z jedzeniem z całego świata. Co fajne w wielu stoiskach za 4-5Ł można kupić miksy różnych dań, a dzięki temu spróbować więcej 🙂
Przyznam Wam, że choć mój kurczak słodko-kwasny jest pyszny, to ten, który tam jadłam był obłędny i w dodatku… różowy. Do tej pory nie wiem czemu, ale sos pycha!
Aaaaa i coxinha. Nasze niczym nie odbiegają od oryginału. Zróbcie, jak nie robiliście 🙂
Słodkości
Musicie też skoczyć do jakiegoś sklepu z tortami w stylu angielskim, czyli z lukrem plastycznym. Małe dzieła sztuki. My tez zajrzeliśmy do kilku kawiarni, a najciekawsza Peggy Porchen ma też swoją akademię (gdybym miała więcej czasu ahhh…!), w każdy razie mają świetne muffiny a krem szampański powtórzę. Obiecuję! 🙂