Split to jeden z punktów obowiązkowych na mapie podróży po Chorwacji. No i trochę klops. Z jednej strony fajny, a z drugiej strony wcale mnie nie porwał. W sezonie to bardzo turystyczne miasto, pełne bazarowych stoisk. Po prostu zbyt pełne.
W Splicie zatrzymujemy się na kilka dni. By pozwiedzać, pochodzić i poleżeć na plaży. Plaża miejska jest, nawet piaszczysta (taka gliniasta), ale brudna. Lepsze są jakieś 10 km pod miastem.
Najbardziej zachwycające jest oczywiście stare miasto, Pałac Dioklecana, który został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO. Trudno pominąć i ba! nie można pominąć. Choć tłumy i ceny bywają powalające.
My jesteśmy tu w połowie czerwca i już towarzyszą nam tłumy turystów, a ceny są dwukrotnie wyższe niż chociażby na wyspie Pag.
Przechodzimy przez Bramę, zaglądamy na dziedziniec, schodzimy do podziemi. Zaglądamy w małe uliczki i tu przez chwilę czuję się, jak zagubiona w weneckich uliczkach. Jest uroczo. Potem idziemy nad port, zwiedzamy też mniej turystyczne części Splitu.
Warto odwiedzić choć nie wiem czy nie lepiej zatrzymać się gdzieś pod Splitem, na spokojniejszej plaży.