Szukaj
Generic filters

Majówka kamperem 2018: dzień 0 i 1 w drodze

To zaczynamy serię kolejnych wpisów pamiętnikowych. Mam nadzieję, że będziesz je czytać z przyjemnością równie wielką, jak te sprzed roku. Ruszamy kamperem na południe 🙂

Przypomnę, że w podróży, szczególnie z dziećmi, dbam o to by mieć zawsze ze sobą wodę, ale też jedzenie. Chętnie próbujemy lokalnych smaków, ale jednocześnie zawsze że sobą mamy Lunchboksy aby nie musieć się martwić, że dopadnie nas głód. Super przepisy są w moich ebookach z daniami na wynos, kupisz tutaj. Zyskujesz świetne przepisy od dietetyczki, ale też wspierasz moją pracę, a ja mogę dawać więcej fajnych relacji 🙂 

Dzień 0

Godzina 5:30. “Maaaaamo wstawaj, kiedy jedziemy?”. Ja zaspana: “po obiedzie”, odpowiadam. “Mamoooo, a kiedy będzie obiad”? 🙂

Emocje towarzyszą nam od świtu, dzieci bardzo przeżywają i nie mogą doczekać się wyjazdu. Pakuję ostatnie walizki, dobrze, że kontrolę u lekarza załatwiliśmy wczoraj. Bo tym razem dzieci rozłożyło tydzień przed wyjazdem, to zawsze lepiej niż dzień przed 😉 ale dla własnego spokoju wolę by lekarz dał zielone światło na wakacje. Może i jestem lekko przewrażliwiona, ale od przygód z naszym alergikiem wolę sprawdzić wszystko dwa razy.

Po obiedzie pakujemy samochód. Kamper czeka na nas niedaleko Bielska Białej,więc musimy tam dojechać i przepakować się. To nie jest problem. Choć tym razem mamy pewne wyzwanie z pakowaniem, bo jedziemy w 6 osób, czyli nasza powierzchnia w bagażniku Galaxy się kurczy, bo dochodzi fotel i więcej bagażu.

Czemu w szóstkę? Wspominałam o tym na livie, ale ogólnie zabieramy teściów. Pierwszy raz jedziemy z kimś, dla nas to nowość. Chcemy jednak pokazać im Wenecję, bo w tym roku świętują swoje 60 urodziny. A że teściów mam fajnych, to raczej nie powinniśmy się pozabijać 😉

No to ruszamy, jedziemy zabrać babcie i dziadka, chłopcy aż puszczą z radości, że to już.
Okazuje się, że zapomniałam inhalatora, niby na w razie w, jak to się mówi, ale lepiej zawrócić. Mamy godzinę 18:00 więc już wiemy, że mówiąc wprost jesteśmy w… lesie 🙂

Na miejscu jesteśmy po 22:00, spore korki na wylocie z Warszawy i duży ruch na trasie. Szybko się przepakowujemy, tego dnia wyjeżdżają też inne kampery, ale mam nadzieję, że pójdzie nam szybko. Zanim jednak ogarniemy bagaże, papierki i foteliki to mija trochę czasu. Ruszamy po 1 w nocy.
Chcemy dojechać na nocleg gdzieś w Czechach.
Jesteśmy zaskoczeni, bo ten kamper choć większy (całe 7 metrów) jest jakiś taki cichszy. Fajnie.

I tak jedziemy aż do świtu by stanąć na znanym nam postoju pod zamkiem. I to lubię w kamperze, nie musisz rozstawiać, po prostu podjeżdżasz, przekładasz się i dzieci do łóżka i śpisz.

Dzień 1

Rano budzi nas szczekanie psów, wokół nas jest mnóstwo samochodów, okazuje się, że organizowana jest jakaś wystawa 🙂 w efekcie idziemy popatrzeć na dziwnie ostrzyżone pudle 🙂

Chcemy jeszcze coś kupić, ale sklepy w sobotę są czynne jedynie do 11:00, więc nic z tego. Zjadamy przygotowane placuszki i ruszamy.
Tutaj opis musi być mało sexy, bo dzień mija nam w trasie z przerwami dla dzieci. Swoją drogą w tym roku jazda z nimi to czysta przyjemność.

I tak jedziemy, a kiedy to pisze jesteśmy gdzieś w drodze do naszego ukochanego Spilimbergo. Jutro Włochy!

  • Korzystasz z moich wpisów? Zobacz moje przewodniki i poradniki albo postaw kawkę. Będzie mi bardzo miło!

    Postaw mi kawę na buycoffee.to