Byliśmy tu pięć lat temu, byłam ciekawa, jak teraz spojrzę na Bratysławę. Wydaje mi się trochę mniejsza niż kiedyś, ale równie urocza. Jesteśmy tu dwie noce, upał jest ogromny, ale przyjemnie wieje wiatr od Dunaju. Chodzimy cały dzień.
A jeśli szukasz fajnego przewodnika to zerknij na lekki pascala, o taki, bardzo fajny by zaplanować wyjazd na weekend. Bo jednak z internetem to różnie bywa 🙂
Zaczynamy spacer nad Dunajem w poszukiwaniu kaczek, które koniecznie chcą zobaczyć dzieci. Potem idziemy w stronę Starego Miasta zahaczając o lody. Zatrzymujemy się przy fontannie i zaglądamy na niewielki jarmark.
Chwilę ogarniamy płatność żetonami, a nie gotówką. Kupujemy największy przysmak na świecie. 5 euro, ale najadamy się we czwórkę. W Czechach nazywa się to trdlo, u nas ciastko z wałka, a tutaj kurtosz.
Chowamy się w cieniu uliczek Starego Miasta, mijamy puby, restauracje i Cumila. Cumil to rzeźba człowieka wystającego ze studzienki. Wszyscy turyści robią sobie tu zdjęcie.
Idziemy w górę pod Zamek. Zamek jest niesamowicie biały. Zastanawiamy się co takiego robią, że jest wciąż śnieżnobiały. Bez zacieków, po prostu aż razi w oczy 🙂 Siadamy pod drzewem. Dzieci oddają się drzemce, my odpoczywamy chwilę w cieniu. Jest fantastycznie!
Na obiad wracamy na Stare Miasto. Musi być wyprażany syr i knedliki, tym razem odpuszczam czosnkową zupę. Nie w ten upał.
Chodzimy po starówce, zaglądamy na plac zabaw. Fajny dzień.
Info: parking w centrum ok. 3,3 euro za godzinę (w weekend chyba taniej, bo wyszło nam 13 euro za 10 godzin). Obiad ok 10-12 euro za porcję, lody 1,5 euro za gałkę. Woda 1 euro i akurat była rozdawana też w centrum.