Szukaj
Generic filters

Euro trip 2017: dzień 11 Amelia. Kiedy nie wszystko idzie zgodnie z planem

Plan jest dobry. Ruszamy rano, a późnym popołudniem mamy dotrzeć do Rzymu. Rzym mieliśmy w tym roku pominąć, zupełnie niespodziewanie uznaliśmy, że jedziemy. Zatem nasz nowy plan jest niezły, a jednak nie wszystko idzie tak, jak sobie wymarzyliśmy.

Ruszamy wcześnie (jak na nas, bo przed 10:00 co na przygotowanie śniadania, kampera, napełnianie go wodą itd. jest naprawdę dobrym wynikiem haha). Jedziemy w kierunku Rzymu, ale po drodze chcemy zatrzymać się w miasteczku o uroczej nazwie Amelia.

Odbijamy z szybkiej trasy w bok i jedziemy krętą drogą w górę. I w górę. W oddali widać miasteczko, to pewnie właśnie Amelia. Nawet nie sądziłam, że jest tak wysoko.

GPS kieruje nas w stronę wybranego parkingu, my rozglądamy się też za sklepem z dużym parkingiem, bo zapas naszej pitnej wody jest całkowicie wyczerpany. Walczymy też z gpsem, bo chce nas wcisnąć w jakąś małą (za wąska dla nas) uliczkę. W końcu musimy nawrócić, co nie jest takie proste naszym ok. 6 m kamperem. Niby to nie jest wszystko aż takie trudne, ale jeśli doliczyć do tego dzieci, które z tyłu już zaczynają się niecierpliwić to udziela się wszystkim 🙂

W końcu jest parking, ale na miejscu dla kamperów stoją stragany z warzywami, Michał wypatruje na szczęście jakieś podwójne miejsce (ogólnie parking jest dość zatłoczony) i udaje nam się zaparkować. Sukces.

Dziś nie zrobiłam rano jedzenia na wynos, ale mamy w planach pizzę. Po drodze mijamy automat z wodą (uzupełniamy podręczne butelki, swoją drogą polecam, bardzo jestem zadowolona z tego zakupu, u nas to takie, 29 zł), mijamy sklep (super wielkość, bo nie za duży, blisko samochodu, wrócimy tu po obiedzie – ci którzy znają włoskie klimaty już mogą domyślić się reszty hehe).

Idziemy w stronę starego miasta, wygląda uroczo, choć jakoś mało turystycznie – czytaj wszystko jest zamknięte. Wspinamy się małymi uliczkami wyżej, głodni jak lwy, w dodatku jest totalny upał i już wiemy, że właśnie zaczyna się siesta. Nie widzimy ani pizzy, ani restauracji. W dodatku jesteśmy zdziwieni, że po tym starym mieście jeździ tyle samochodów (jest dość wąsko, więc co chwilę musimy schodzić na bok). W końcu uznajemy, że zawracamy. My stękamy bardziej niż dzieci.

Kiedy dostrzegamy kawiarnie, uznajemy, że lepsze rogale niż nic. Są też jakieś dwa kawałki podgrzewanej bułko-pizzy, która choć gumiasta wydaje nam się najlepsza 🙂 do tego zamawiamy kawę i jakieś ciastka, bo tylko to jest. Jedzenie słodkiego na obiad jest średnim pomysłem, bo prawda jest taka, że nie syci, a przypływ energii jest chwilowy. Ale trudno, czuję, że nikt z naszej czwórki nie przejdzie nawet metra, jak nic nie zjemy!

Żeby nie było, że marudzę, to w tej kawiarni przygotowują dla dzieci zbożowe cappuccino z mlekiem roślinnym. Dzieci są zachwycone, bo mają swoją prawdziwą włoską kawę 🙂

Idziemy w stronę samochodu, po drodze mamy zrobić wspomniane zakupy. Oczywiście tak, sklep jest zamknięty, ups siesta. Od 13-16:30. A mamy teraz ok. 14:00. Obok jest centrum handlowe, postanawiamy zaryzykować. Mijamy nasz parking, widzimy, że niemal wszyscy odjechali (pewnie na sieste), a sam parking zmienił się w… plac manewrowy i tuż przed naszym kamperem uczą się jeździć skuterami 🙂 oceniamy, z włoskim luzem, że kamper jest bezpieczny i kierujemy się do sklepu. Jest! Otwarty! Chyba jesteśmy jedynymi klientami. Oczywiście kupujemy więcej niż mieliśmy, ale naprawdę te włoskie sery same wskakują do koszyka.

Ruszamy w kierunku Rzymu. Jest upalnie! W trakcie drogi przez komunikator wymieniam z moim tatą wiadomości, a on mi donosi, że w Rzymie jest strajk. Sprawdzam i faktycznie, nie działa dzisiaj komunikacja miejska, są korki. Szybko wytyczamy trasę, która ominie te największe utrudnienia. Aż w końcu docieramy na parking. Ten jest fajny, stajemy obok innych kamperów i postanawiamy iść “w miasto”.

Niestety pokonuje nas brak biletów, nigdzie nie możemy ich kupić, a obok nie ma przystanku z biletomatem. Jutro pójdziemy prosto do metra, a dzisiaj no cóż spędzamy z dziećmi wieczór na placu zabaw. Nad nami latają papugi, dzieciaki są chyba zadowolone z takiego obrotu sprawy, a my odpoczywamy po całym dniu. Temperatura ok. 21:00 spada do “przyjemnych” 29C 🙂

Przydatne informacje

postój w miasteczku Amelia (to taki bardziej parking, samo miasteczko puste i nieturystyczne), GPS 42.552, 12.4192

parking dla kamperów i dużych pojazdów w Rzymie: bardzo fajne rozwiązanie, bo strzeżony i stosunkowo blisko metra i autobusu, a cena super. Parking w Rzymie przy Via Crisoforo Colombo 170. Na parkingu stoją auta, autobusy i jest sekcja dla kamperów (oraz pełen serwis: woda, zrzut i wc). Za 24 h płacimy 25 euro, każda dodatkowa godzina to 2 euro, nam w sumie wyszło 29 euro, więc jak za Rzym z dość niezłą komunikacją (obok przystanek i 15 minut do metra) to moim zdaniem fajna cena. Jednak jest to parking, bez możliwości rozstawienia stoliczka czy coś, a z drugiej strony pewnie każdy leci zwiedzać Koloseum 😉 Dla mnie to była dobra opcja! GPS: 41.8623 12.4966

przydatne rzeczy: znowu butelka, ale one nam ratują życie i budżet (nie kupujemy małych butelek z wodą na mieście, a tutaj uzupełnić można wszędzie), mamy taką, 29 zł.

Cappuccino
Cappuccino
Automat z wodą
Automat z wodą
Amelia
Amelia
  • Korzystasz z moich wpisów? Zobacz moje przewodniki i poradniki albo postaw kawkę. Będzie mi bardzo miło!

    Postaw mi kawę na buycoffee.to